Witajcie!
Co by tu dużo powiedzieć o Kenshinie?
Chyba jednak nie dużo-ot tasiemiec jak tasiemiec niektóre arci dobre inne gorsze.
Openingi i endingi są niezgorsze-chociaż i tka najlepszy był ostatni ending i pierwszy opening.
Niestety za wolno idzie element romansu w tej serii a tak właściwie to można by ją skończyć po śmierci Shishio na happy endzie i ślubie Kenshina z Kaoru.
Właściwie to po za Oniwabanshu i Shishio przeciwnicy nie są jacyś charakterystyczni. Nawet walki które wyglądają spoko nudzą (pewnie kwestia fillerów gdzie nie mogli Kenshinowi dodać super mocy) i ich najciekawszym elementem jest zawsze to jak powstaje jakaś tajna technika. "Haha! Oblałem miecz i teraz...."
Nie żałuję że obejrzałem pomimo dłużenia się momentami ale w sumie nie polecam do oglądania jeśli już chce się wybierać tasiemca. Z klasyki anime już lepiej nadrobić Saint Seiya. Albo to mój europejski tyłek nie jara się epokami przemian w Japonii. Oceńcie sami.
Do przeczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.